Iceland black beach

Islandia – przewodnik dla początkujących

Aleksandra Łatka
Pasjonatka języków, która poza korpo światem chce zwiedzić ten prawdziwy świat w całości. Eksploruję więc, fotografuję, a później dzielę się tym z Wami tutaj.

Chcecie zobaczyć kawałek Islandii, ale nie wiecie jak się zabrać za organizowanie podróży? A może już macie za sobą wstępny research, ale im więcej wiadomości tym lepiej? Przedstawiam poradnik dla początkujących – śmiało inspirujcie się pojedynczymi informacjami lub wykorzystajcie cały gotowy plan. Na samym dole znajdziecie mapki z trasami, które przebyliśmy wraz ze znajomymi podczas naszego pobytu.

Islandzkie owce
Święte krowy.

Od czego zacząć?

Najważniejsze to wybrać odpowiedni termin. Tłumu turystów na Islandii nie uświadczycie, ale na pewno warto przyjrzeć się średnim temperaturom. Ja byłam na przełomie sierpnia i września. Ciepło, słonecznie, często kurtki mogliśmy zostawić w aucie, bo wystarczała jedynie bluza. Trochę popadało w ostatnim dniu wyjazdu. Nie zawsze jednak jest tak kolorowo. Islandczycy mawiają, że “jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj pięć minut”. Warto mieć to z tyłu głowy zarówno przy planowaniu wyjazdu jak i już na miejscu.

W zasadzie to zanim jeszcze zaczniemy rozglądać się za biletami, warto przemyśleć na ile chcemy jechać. Jeśli urlop nas nie ogranicza – fantastycznie, warto spędzić na Islandii więcej czasu; jeśli jednak nie mamy tego szczęścia – zróbmy wstępny przegląd miejsc, które chcemy zobaczyć. Weźmy pod uwagę jaką trasę musimy pokonać i ile nam to może zająć. Nie chodzi o szczegóły już na samym początku, tylko o wstępny „szkic” wyjazdu. Być może zainspiruje was poniższa lista miejsc, które mieliśmy okazję zobaczyć i które uchodzą za must-see.

My akurat zabraliśmy się do planowania od końca – najpierw trafiliśmy na tanie bilety, kupiliśmy je, a dopiero potem zaczęliśmy się zastanawiać co zobaczyć. Ze wszystkim się wyrobiliśmy, ale były momenty zwątpienia. Przed wyjazdem. Na miejscu już nie było czasu na zamartwianie się, bo widoki były zbyt ładne. Tak też się da. Przecież nawet jeśli nie zdąży się zobaczyć wszystkiego to zawsze można wrócić.

Termin wybrany, więc czas polować na bilety. Fly4Free, Wakacyjni Piraci, lub strony takie jak SkyScanner oraz Kiwi pozwalają znaleźć najtańsze możliwe połączenia. Zazwyczaj najlepsze ceny trafiają się albo dużo, dużo wcześniej, albo w ramach last minute. My nasz wrześniowy wyjazd rezerwowaliśmy już w pod koniec listopada.

Noclegi

Spać można na trzy sposoby:

  1. Pokój / domek w jednym miejscu przez cały wyjazd
  2. Pokój / domek w różnych miejscach na trasie
  3. Mobilnie: pod namiotem / w aucie / w kamperze

Jestem fanką wyraźnych porównań, więc polecam zrobić tabelkę z plusami i minusami każdej opcji, jeżeli nie jesteście od razu zdecydowani na jedną konkretną. My wybraliśmy pierwszą. Przykłady do rozważenia:

OpcjaPlusyMinusy
1można się na spokojnie rozpakować i urządzićtrzeba codziennie pokonywać trasę powrotną do domu, co często zajmuje sporo czasu
2możemy zaoszczędzić czas na powrotach do domu z dalszych miejscim bardziej w głąb kraju, tym wyższe ceny noclegów
3nie płacimy dodatkowo za noclegimoże być chłodno w nocy
Islandia zachód słońca wieczorem
Szukając kościółka w Búðir przez przypadek wtargnęliśmy na czyjąś posesję. Takie mają widoki na co dzień.

Auto i paliwo

Nie wyobrażam sobie poruszania się po Islandii bez samochodu. Nie ma problemu z bagażami, nie trzeba się martwić czy złapie nas ulewa, ani czy spóźni się transport. Wypożyczalni samochodów jest wiele – tańszych i droższych, międzynarodowych i lokalnych. Ja polecam MyCar – lokalną wypożyczalnię niedaleko lotniska w Keflaviku, z której wypożyczaliśmy nasz samochód. Nie dość, że koszt był dość niski (około dwa razy mniej niż w innych wypożyczalniach typu Hertz czy Europcar), to jeszcze obsługa przemiła, a sama procedura wypożyczenia i zwrotu samochodu przebiegła bardzo sprawnie. Minimum dokumentów, żadnej kolejki, brak problemów z depozytem i kartą kredytową.

Inną możliwością, którą mamy nadzieję przetestować kiedyś już we dwójkę jest mini kamper. Ta opcja z pewnością pomoże nieco zaoszczędzić na noclegach. Tu możecie obejrzeć krótki filmik jak taki kamperek wygląda.

Jeśli chodzi o paliwo to spodziewaliśmy się, że wydamy na nie więcej, niż ostatecznie nas ono wyniosło. Nie oznacza to jednak, że jest tanio. W przypadku naszej trzyosobowej grupy wydaliśmy po około 300 zł “na łebka”. Przejechaliśmy w sumie około 2 tys km przy średnim spalaniu 6,5 l/100 km.

A jak wyglądają stacje benzynowe? Mogłoby się wydawać, że standardowo, ale na Islandii bardzo często trafić można na stacje bezobsługowe. Z tego powodu zawsze należy mieć przy sobie kartę płatniczą, ponieważ dystrybutory nie przyjmują gotówki. Karta może być debetowa lub kredytowa, ale niestety nie uda nam się skorzystać w tym przypadku z Revoluta – transakcja będzie od razu odrzucona, ponieważ dystrybutory nie przyjmują tzw. „pre-paid” cards, a jedynie te zwykłe bankowe. Na stacjach ze zwykłą obsługą, gdzie można zapłacić za pomocą terminala, nie ma zazwyczaj tego problemu.

Nasza trasa

Pozostawię wam tutaj jedynie krótką listę miejsc, które odwiedziliśmy. Widoków jest od groma i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie w przewodnikach i na blogach. Można też skorzystać z gotowych list na Guide to Iceland – strony mega przydatnej podczas planowania wyjazdu.

Przygodę zaczęliśmy pobudką o 4:00 nad ranem w niedzielę, aby po ponad 4 godzinach drogi wyruszyć na około 4-godzinny spacer po lodowcu w rezerwacie Skaftafell. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy Svartifoss oraz zobaczyliśmy kanion Fjaðrárgljúfur. Niby niedużo, ale biorąc pod uwagę czas wycieczki, długość trasy do pokonania i jeszcze do tego wczesną godzinę wstawania, ostatecznie dzień był nieco męczący.

W drugim dniu trasa już była krótsza, a całość bardziej relaksująca. Wybraliśmy się an plażę w Vík, skąd następnie ruszyliśmy w stronę Solheimasandur aby zobaczyć wrak samolotu. W drodze powrotnej – krótkie postoje przy muzeum Skogar oraz wodospadach Skógafoss i Seljalandsfoss.

Wtorek to głównie słynne Golden Circle: Gullfoss, Strokkur, Geysir. Następnie postój w okolicach Þingvellir, a później relaks w Blue Lagoon.

Islandia wrak samolotu Solheimasandur
Wodospad Gullfoss

W środę główną atrakcją było wypatrywanie morskich zwierząt. W drodze do Ólafsvíku zahaczyliśmy o Stykkishólmur, aby zobaczyć jeden z najbardziej rozpoznawalnych kościołów Islandii. O 14:00 wypłynęliśmy z portu i choć nie zobaczyliśmy tak wielu wielorybów jak byśmy chcieli, to w ciągu trzech godzin udało nam się usłyszeć wiele ciekawostek o morskich gatunkach zamieszkujących islandzkie wody. Wracając zobaczyliśmy Kirkjufell i Grundarfjörður, a także lekko zagubiliśmy się w parku Snæfellsjökull. Nie udało nam się zobaczyć pomarańczowej latarni, którą mieliśmy na liście, ale za to przetestowaliśmy Toyotę Yaris na semi-offroadowej drodze. Spisała się świetnie. W związku z późną już porą musieliśmy odpuścić Arnarstapi i prawie kościółek w Búðir. Ten ostatni udało nam się jednak jeszcze złapać na paru zdjęciach podczas zmroku.

Ostatni dzień upłynął nam na zwiedzaniu Reykjaviku – krótka wizyta w muzeum, obiad, spacer po mieście i zakup paru pamiątek dla bliskich. Później już tylko droga na lotnisko i wylot.

Dodatkowe informacje

Blue Lagoon vs. gorące źródła na dziko

Sporo debatowaliśmy nad tym czy na relaks wybrać bardziej turystyczne Blue Lagoon czy może skłonić się ku gorącym źródłom na dziko. Chcieliśmy doświadczyć iście islandzkiej kąpieli w otoczeniu natury, której na próżno szukać podczas innych podróży, a przy tym nie płacić za coś, co może okazać się przeludnionym basenem. Dlaczego więc jednak Laguna?

W poszukiwaniu informacji na temat gorących źródeł na łonie natury trafiliśmy na powtarzające się informacje, że po pierwsze wcale nie są one takie gorące, a po drugie – w budynkach służących za szatnie panują średnio higieniczne warunki. Ostatecznie stwierdziliśmy, że nie będziemy sprawdzać czy te informacje są prawdziwe. Może przyjdzie na to czas podczas następnego wyjazdu. 

Jak wrażenia z niebieskiego raju? No, warto. Wstęp tani nie jest, a im wcześniej się przychodzi tym drożej. Wynika to z tego, że nie ma limitu czasowego, więc jeśli wchodzimy o 11 rano to możemy taplać się godzinami. Moim zdaniem jednak 2-3 godzinki w zupełności wystarczą. My wybraliśmy się na pluskanie w połowie wyjazdu, wieczorem. Wejście kosztowało nas w przeliczeniu około 300 zł/os. Ah, i wcale nie było tłumu ludzi.

Gorące źródła Blue Lagoon

Na co jeszcze warto wydać pieniążki?

Pewnych rzeczy sami nie zrobimy. Nie wypłyniemy na przykład łodzią, aby pooglądać morską faunę. Nie wybierzemy się też samodzielnie na spacer po lodowcu.

Planując wyjazd trafiłam na kilka ciekawych wycieczek, takich jak oglądanie wnętrza nieczynnego wulkanu czy wypatrywanie morskich zwierzątek. Pierwsza z nich była dość droga, ale zdecydowaliśmy się na drugą, organizowaną przez Laki Tours. W przypadku “wielorybich” wycieczek musimy pamiętać o tym, że tutaj nikt nie zmusza ani nie wabi zwierząt, aby przypłynęły bliżej łodzi. Z tego powodu trzeba się liczyć z tym, że możemy nie zobaczyć całej palety gatunków lub będziemy podziwiali delfiny i humbaki z dość daleka. Na uwadze powinny to mieć szczególnie osoby, które wybierają się na taką wycieczkę z dziećmi, które ostatecznie mogą czuć się nieco zawiedzione. Sam rejs jest natomiast bardzo relaksujący.

Jeśli chodzi o wycieczkę-spacer po lodowcu to zdecydowaliśmy się na opcję od Icelandic Mountain Guides. Na co warto zwrócić uwagę przy podejmowaniu decyzji?

  1. Czas trwania
  2. Trudność trasy
  3. Możliwość wypożyczenia sprzętu (butów, uprzęży, raków, czekana)
  4. Dostępność i ilość godzin, o których wyruszają wycieczki
  5. Cena

I tutaj znów polecam zrobić tabelkę, szczególnie jeśli decyduje parę osób.

Islandia oglądanie delfinów

Fermentowany rekin czy zupki chińskie?

Jeśli preferujecie wyjazdy „po taniości” to zawsze dobrym pomysłem jest przygotowywanie posiłków samemu. Kanapki do woreczka, ryż z warzywami do pudełka i w drogę. Nam zostało trochę miejsca w walizkach więc zabraliśmy część prowiantu z Polski. Można pomyśleć, że to januszowe zachowanie, ale zdecydowanie pomaga trochę przyoszczędzić na miejscu, szczególnie na takich przekąskach jak suszone owoce, orzechy, batony czy suszona wołowina. Zabraliśmy też kilka dań liofilizowanych, które z łatwością mogliśmy zalać wrzątkiem podczas postoju w przydrożnej kawiarence lub na stacji benzynowej. Na pewno jest to bardziej wartościowy posiłek od zupki chińskiej, chociaż cena już jest znacznie wyższa (około 20 zł/sztuka).

Niezależnie od tego, czy chcemy być bardziej czy mniej ekonomiczni w kwestii jedzenia, polecam spróbować islandzkiej kuchni przynajmniej raz podczas wyjazdu. Myślę, że zawsze warto poznawać lokalne smaki, z samej chociażby ciekawości. Poza tym, za powstawaniem konkretnych dań często stoją fascynujące historie, które pozwalają (lepiej) zrozumieć daną kulturę. Do wyboru mamy masę dań, zarówno dla tych odważniejszych (fermentowany rekin – Hákarl) jak i mniej odważnych (jagnięca zupa – Kjötsúpa). Musimy jednak liczyć się z wydaniem około 100 zł jednorazowo na taką przyjemność.

Sfermentowany rekin
Hákarl, czyli tradycyjna islandzka potrawa ze sfermentowanego mięsa rekina polarnego.

Im dalej w las…

… tym drożej. W drodze powrotnej, podczas transferu z wypożyczalni na lotnisko, rozmawialiśmy z parą, która objeżdżała Islandię dookoła i zdecydowała się na wynajmowanie różnych noclegów po drodze. O ile cała wycieczka im się udała i bardzo sobie chwalili swoją trasę, o tyle powiedzieli, że planując objazdówkę trzeba się przygotować na zwiększenie kosztów. Nieco paradoksalnie, im dalej od Reykjaviku, tym drożej – zarówno noclegi, jak i jedzenie i paliwo.

Islandia krajobraz
Islandia dzikie konie
Islandzkie koniki to ziomki i czasem nawet dają buziaki.

Podsumowując…

Tydzień, czy też pięć dni spokojnie wystarczy na zapoznanie się z Islandią. Jeśli nie ogranicza was czas ani budżet, warto zastanowić się nad spędzeniem większej ilości dni w podróży i spróbować zwiedzić też północną, a może nawet i wschodnią część kraju. Planując, warto się porządnie zastanowić nad porą roku – osobom mniej odpornym na zimno zdecydowanie na początek polecam wybrać się w cieplejszych miesiącach. I tak będzie pięknie, a nie zdemotywują was śnieg i wiatr wiejący w twarz. Zorzę można zostawić na powtórkę. Ja już przebieram nóżkami czekając na pojawienie się biletów.

I na koniec najważniejsze: uważajcie proszę na mewy siedzące na środku jezdni. Szczególnie przed wschodem słońca. Za nic nie chcą się przesunąć.

Mapki

Niedziela
Poniedziałek
Wtorek
Środa