Kilka miesięcy wcześniej, podczas wyjazdu off-roadowego na Chorwację, ostatnim z miejsc, które miałem do zwiedzenia była wyspa Krk. Tam na polu kempingowym poznałem rodzinę podróżującą po Europie kamperem. Od nich usłyszalem o wyspie Senja. Miała to być bardziej dzika alternatywa dla zbyt już turystycznych Lofotów. Mieli rację, piękno nieprzeludnionej wyspy malowane przez niebiańską paletę kolorów długo zachodzącego słońca jest nie do opisania.
Wyspa Senja – pierwsze zwolnienie tempa i chwila odpoczynku
Minęło już 11 dni odkąd wyjechaliśmy. Po tym czasie zaczyna się powoli dostrzegać co się zostawiło za sobą. Trochę tak jak kiedy zje się bardzo szybko obiad i dopiero po chwili czuje się najedzonym. Tak dopiero po tych kilku dniach w pełni dotarło do nas, gdzie jesteśmy, co zobaczyliśmy i co jeszcze przed nami.
Pierwszy raz rozbiliśmy namiot na dłużej niż jedną noc. Rozpakowaliśmy się i poznaliśmy małżeństwo miłych Niemców, który również byli w trasie na swoim BMW GS. Wygospodarowali oni dla nas trochę miejsca w pobliżu i tak stworzyliśmy sobie mini obóz, z którego następnego dnia udaliśmy się bez bagaży na objazdówkę po wyspie.
Pieszo zajdziesz najdalej
Dojechaliśmy do góry Segla, która była naszym celem wspinaczkowym na ten dzień.
Doświadczenia wizualne ze spacerów górskich w Norwegii były kompletnie inne niż te, które znamy choćby z Tatr czy Beskidów. Ścieżki są szerokie i dają dużą swobodę ruchu – nie czujemy się jak na torach a raczej jak na otwartym morzu skał.
Początek trasy był bogaty w roślinność, a widok tego co nas czekało wyżej przesłaniała gęsta mgła.
Na pewnej wysokości wyszliśmy ponad chmury i ukazało nam się coś niesamowitego. Okazało się, że przez cały czas byliśmy na dnie oceanu… oceanu chmur, który swobodnie spływał do Morza Norweskiego tworząc spektakularny wodospad z chmur.
Góry, zawsze zachwycają czymś niepowtarzalnym. Tak spokojnego, cichego i przyjemnego miejsca można szukać tylko na norweskich szczytach.
Segla ma pionową ścianę wpadającą prosto do morza. Widok z góry jest zachwycający i w pewnym stopniu stresujący. Po prostu zapiera dech w piersiach. Więcej zdjęć z tej wspinaczki tutaj: Góra Segla.
Droga do Nordkapp
Im wyżej byliśmy na mapie bym bardziej odwracała się polaryzacja rekomendacji gdzie jechać. Ci z północy zachwycali się południem kraju i odradzali Nordkapp, a ci z południa nierzadko mówili odwrotnie. Podobnie jak w Polsce – ludzie z gór uwielbiają morze, a mieszkańcy wybrzeża uciekają na wakacje w góry. Yin-yang. Wielu Norwegów, których spotkaliśmy w drodze, odradzało nam obierania kierunku na Nordkapp. Mówili, że droga jest nudna i nieszczególnie widokowa. Podobne zdania widzieliśmy na różnych grupach motocyklowych, ale zawsze trzymamy dystans do subiektywnych opinii.
Prawda jest taka, że większość zależy od nastawienia. Często czytałem, że ktoś jest zawiedziony Nordkappem, że nic tam nie ma, że szkoda jechać, lepiej Lofoty itp. Zazwyczaj głos zawiedzenia pojawiał się u tych, którzy obrali Nordkapp jako główny i jedyny cel, lecieli tam autostradą po 900 km dziennie przez cały tydzień, a na miejscu zastała ich zła pogoda. Wtedy oczekiwania są wygórowane, a rzeczywistość może zaboleć.
Pogoda faktycznie robiła się bardziej surowa i coraz trudniej było jechać. Palce w nogach i rękach traciły czucie, a przed nami było jeszcze wiele kilometrów do pokonania. Widoki jednak wciąż zachwycały. Klimat północy jest zdecydowanie ostrzejszy, ale ma to swój urok. Nie pojechaliśmy na wakacje, tylko po przygodę!
(Nie)sławny Nordkapp
Skalisty przylądek o wysokości 307 m jest połączony z lądem stałym podmorskim tunelem drogowym. Nordkapp bywa błędnie uznawany za najdalej wysunięty przylądek Europy. Knivskjellodden na tej samej wyspie jest wysunięty o 1457 m bardziej na północ. Widać go z tarasu widokowego Nordkapp. Nie prowadzi jednak do niego żadna droga jezdna. Jako, że oba te przylądki są właśnie na wyspie, to w rzeczywistości nie kwalifikują się do tytułu najbardziej wysuniętego na północ przylądka Europy. Ten tytuł należy do Nordkinn, który znajduje się około 68 km na wschód od Nordkapp. Nawet gdybyśmy brali pod uwagę wyspy, to najbardziej wysuniętym punktem Europy jest przylądek Fligely na Wyspie Rudolfa.
Nordkapp pozostaje jednak najbardziej popularnym miejscem, między innymi ze względu na swoje położenie, historię i atrakcyjność. Jest też punktem końcowym na trasie międzynarodowej E69.
Na miejscu jest piękne muzeum, restauracja i sklepik z pamiątkami.
Po obejrzeniu wszystkiego co się da i kolacji w restauracji powoli zaczęliśmy się zbierać. Padał deszcz, było bardzo pochmurnie, wietrznie i zimno. Zmęczenie dawało w kość i rozważaliśmy opcję cofnięcia się na jakieś pole namiotowe. Awaryjnie znaleźliśmy nawet wolne miejsce w pokoju w apartamencie 12 km od Nordkapp.
W drodze na parking jeszcze kilka razy zatrzymali nas różni motocykliści na krótkie pogawędki. Na sam koniec jeden z nich zapytał nas czy też zostajemy na przylądku na noc. Pokazał nam, że swój namiot już rozłożył, idzie właśnie do kawiarni i zaproponował, żebyśmy do niego dołączyli.
Daniel, nasz nowy mootcyklowy druh wpadł na pomysł, żebyśmy przesiedzieli w kawiarni do zamknięcia, przespali się dwie godziny i wstali na wschód słońca. Miało się wtedy trochę rozpogodzić i liczyliśmy na dobre warunki fotograficzne. Zobaczcie na zdjęcia Daniela na jego stronie: www.danielfriedli.com/.
Pogoda faktycznie się trochę poprawiła i kiedy wszyscy spali w kamperach na parkingu, nam udało się po cichutku przekulać motocykle i zrobić pamiątkowe zdjęcia pod słynnym globusem. Ogromnie dziękujemy Danielowi za cały wieczór i za to, że zmotywował nas do przygody!
Pora wracać
Wracamy, a właściwie to zmieniamy kierunek podróży i rozpoczynamy zwiedzanie Norwegii od północy w kierunku południa. Zostało nam kilka dni w zanadrzu i zamierzaliśmy je w pełni wykorzystać.
To zdecydowanie nie był koniec przygód jakie nas czekały w Norwegii!
Pingback: Norwegia 2021 – Rozdział II – AdvAnywhere